Po krótkiej przerwie wracamy z kolejnym wpisem z serii Wrocławskie zespoły. Tym razem liryczna przeprawa, która wprowadzi was w błogi nastrój – The Tactopers.
Nowo powstałe zespoły niejednokrotnie potrafią zaskoczyć. Szczególnie jeśli grają coś, czego tak na prawdę nie słuchasz na co dzień, ale z drugiej strony coś w nich jest, jakby to ująć – głębszego. To trochę jak ze szkolnym zauroczeniem. Niby się ze swoją wymarzoną drugą połówką mijacie każdego dnia, niby się znacie, ale generalnie nie jesteście sobie pisani, mimo że bardzo chcesz. Podobnie czuje się w momencie kiedy chcę wspomnieć w kilku słowach o tym, co jakiś czas temu dane mi było przesłuchać. Przed wami The Tactopers.
Jest w tym mieście taki bar…
Pierwsze na co zwróciłem uwagę słuchając jednego z ich utworów pt. Empty Glass to swoisty spokój oraz melancholia jaka płynie potokiem ciepłych słów z tego utworu, ale nie ta negatywna, która wprowadza was z zły nastrój. Chodzi mi o rodzaj pozytywnego wyciszenia i śmiejcie się ze mnie lub nie, ale przyznać się mogę do tego, iż podczas jego słuchania miałem ciarki. To o tyle ciekawe, bowiem nie ukrywam, że na co dzień w mojej plejliście królują harde dźwięki okraszone solidną dawką krzyku i kto wie, może właśnie dlatego ten rodzaj tworu muzycznego idealnie wkomponował się w lukę w moim muzycznym „ja”.
Szczypta detali
The Tactopers jest stosunkowo młodym zespołem, który wdraża się w świat koncertowy. Podczas spotkań z publicznością nie uświadczycie ściany sprzętu rozkładanego przez grupę technicznych godzinami. Zamiast tego otrzymacie skromny, dwuosobowy skład, który skąpo odziany stanie przed wami z tym co ma najlepszego – muzyką. Dźwięki przeplatane lirycznymi opowieściami wprawi was w zadumę, nakłoni do przemyśleń o utraconych szansach, o kłopotach dnia codziennego, o magii skrytej pod postacią nadziei na przyszłość.
Bliższe spotkanie
Lyriczno-muzyczny duet stworzony przez Patrycję Obarę (wokal) oraz Michała Dreznera (pianino) 2 kwietnia tego roku wydał swoją debiutancką EP-kę. To, co dzięki niej utrzymujemy sami artyści określają mianem lirycznego popu. Sam z uwagi na brak doświadczenia w tego typu produkcjach nie umiem zweryfikować, czy faktycznie nazwa ta jest adekwatna, ale to dobrze, bowiem nie będę wam narzucać swojego zdania i mam nadzieję, że nakłoni to was tym bardziej do bliższego przyglądnięcia się temu zespołowi. Dla mnie jest to swoista odskocznia od ciągłego krzyku i technicznego grania, rozpisanego na wiele instrumentów. To wysoce intymna przeprawa, którą winniście przeżyć osobiście, a na którą serdecznie was zapraszam.