Zdaje sobie sprawę, że wakacje są dość, by tak rzec – gorącym okresem jeśli chodzi o plenerki i festiwale i nie ukrywajmy, troszkę okolicznościowych koncertów jest w planach. Tym razem jednak chciałem podejść do tematu nieco inaczej i zaprezentować wam moje osobiste Top 5 koncertów, jakie chciałbym zobaczyć we Wrocławiu, a które jeszcze nie mały tu miejsca. Pech dla niektórych z was, że gustuje raczej w rockowo-metalowych brzmieniach, więc Lady Gagi na liście nie uświadczycie.
5. Killswitch Engage
Swoisty pionier gatunku metalcore na świecie. Grupa, która sprawiła, że młody adept muzyki metalowej, czytaj „ja”, zainteresował się tą stylistyką. Do dnia dzisiejszego zasłuchuje się w brzmieniach tworzonych przez Dutkiewicza i spółkę. Skład szerszej publice dał o sobie znać w roku 2002, kiedy to powstał kawałek My Last Serenade. Rok później w wyniku stanu zdrowia ówczesnego wokalisty Jesse Leach’a skład stanął u progu podjęcia decyzji o zmianach personalnych i tak nowym wokalem w składzie został Howard Jones. Przez wiele lat spierano się o to, który z nich jest lepszym muzykiem. Osobiście kompozycje tworzone przez Jonesa dużo bardziej mi podchodziły, ale to tylko moje zdanie (Team Jones :P). KsE przez kolejne lata przeżywało swoisty BOOM, a na ich koncerty przychodziło coraz to więcej ludzi. Na dzień dzisiejszy do składu powrócił Leach, panowie w zeszłym roku wypuścili kolejny, siódmy już album i być może w końcu zawitaliby do Polski.
4. A Day To Remember
Panowie przypomnieli o sobie jakiś czas temu, wypuszczając nowy krążek Bad Vibration. Pierwotnie pięcioosobowy skład wykonywał muzykę oscylującą gdzieś w okolicach post hardcore, z czasem jednak regularnie odchodził od takowej stylistyki, co rusz dodając więcej elementów pop-punkowych. Z nieco kwadratowej naparzanki zamienił się w ciastko z kremem. Panowie jednak nie stronili nigdy od eksperymentów i takowe słychać także na ich najnowszej kompozycji. Skład powstał w 2003 roku i do dnia dzisiejszego wypuścił sześć krążków. Skład niestety dość regularnie omija rejon Europy Środkowej i zwyczajnie tu nie grywa, więc szanse na zobaczenie ich tu w najbliższej przyszłości są stosunkowo niskie. Czemu się tak dzieje? Trudno powiedzieć, bowiem oficjalnej informacji dotyczącej tego zagadnienia jeszcze nie było mi dane przeczytać lub usłyszeć.
3. Slipknot
Kiedy ostatnio (ba tam ostatnio, rok temu) byłem na koncercie Rammstein, w głowie miałem jedno – dlaczego by nie Slipknot? Działo się z uwagi na to, że już od wielu lat mam chrapkę by zawitać na ich gigu, tylko każdorazowo coś nie jest mi to dane. Poza tym, umówmy się, kto z fanów skłądu nie chciałby uczestniczyć w tym szalonym momencie podczas kawałka Split It Out, którym zespół częstuje podczas większości koncertów? No włąśnie 🙂 Slipknot to bezsprzecznie jeden ze składów, do których zwyczajnie mam sentyment, jeszcze z czasów szkolnych. Skład z Corey’em Taylorem na czele jeszcze we Wrocławiu nie grywał i być może byłby to sygnał dla organizatorów Capital Of Rock, by skusili się właśnie na ten skład. Jeśli okazałoby się, że moje marzenie stało by się faktem, będę pierwszą osobą, która pogoni po bilet – to jest pewne.
2. Papa Roach
Tego zespołu większości z was raczej nie będę musiał przedstawiać. Amerykański skład tworzący szeroko rozumianą muzykę rockową od wielu lat gości na mojej liście ulubionych kapel. Jeszcze w pierwotnym, oldschool’owym brzmieniu skład hołdował raczej brzmieniom z pogranicza nu’metalu i post grunge, by na dobre odejść od tego już przy wydaniu swojego czwartego pełnego krążka. Do dnia dzisiejszego mają na koncie 8 pełniaków i miliony sprzedanych kopii na całym świecie. Pierwszym kawałkiem, jaki dał im rozgłos był Last Resort, który grają praktycznie na każdym koncercie. Utwór pochodzi z ich płyty Infest, która to sprzedała się w rekordowym nakładzie 10 milionów egzemplarzy. Jeszcze we Wrześniu zagoszczą w Polsce i to na moje urodziny. Cóż za niezamierzony, acz piękny prezent. Pech chce, że koncert odbędzie się w Warszawie. Ach, dlaczego nie we Wrocławiu?! :O
-
A.F.I
A Fire Inside jest składem, który już od dawna chciałem zobaczyć na żywo, jednak kiedy w 2010 roku zawędrowali do naszego kraju, przy okazji zahaczając o klub Stodoła w Warszawie, nie mogłem w nim uczestniczyć. Jeśli takowy koncert miałby odbyć się w Stolicy Dolnego Śląska, byłbym pierwszą osobą, która pogoni po bilet. Amerykański skład ma w sobie bowiem tyle energii na scenie ile potrzeba by zasilić nie jeden generator. Skład przez przeszło 26 lat istnienia wielokrotnie zmieniał stylistykę grania, przechodząc przez hardcore punk, horror punk, indie rock, screamo i rock alternatywny. Rozgłos grupie przyniosła dopiero płyta z 2003 roku „Sing the Sorrow”, na której to znalazł się kawałek Girls Not Grey, nagrodzony przez MTV2 jako najlepsza piosenka 2003 roku.