Przegrzebując informacje dotyczące koncertów, jakie mają mieć miejsce we Wrocku, natrafiłem na dość specyficznego artystę, który, jak się okazuje, postanowił nas odwiedzić bez swojego zespołu, z którym jakby nie patrzeć zrobił na polskiej scenie muzycznej dość sporą karierę, a solo. Mowa o Piotrze Roguckim, który już 9 lutego da koncert we wrocławskim Starym Klasztorze, przy ulicy Purkyniego 1. Bilety w cenie 45 złotych dostępne m. in na Biletin’ie oraz Ticketpro.
Rokucki „sam” na scenie
Generalnie przywykłem do tego, iż oglądając Roguckiego na scenie, zawsze widzę go w towarzystwie Comy i bez zbędnej ściemy muszę dodać, że podczas solowych wojaży nie widziałem go jeszcze ani razu na żywo. Paradoks polega na tym, że nie wynika to ani z mojej rozterki, czy sklerozy, ani z braku czasu, a zwyczajnie z uwagi na moje niezainteresowanie jego solową twórczością. Nie zrozumcie mnie źle. Twórczość Roguckiego z zespołem Coma uwielbiam i raz do roku, kiedy odwiedzają Wrocław, zawsze jestem na ich koncercie bez względu czy jest on organizowany z uwagi na wydanie nowej płyty, czy jest to koncert symfoniczny, czy jest to kolejny występ, na którym panowie prezentują nam najlepsze swoje numery – nie ma to znaczenia i tak z chęcią tam zawitam. Niestety, twórczość Roguca solo nie jest mi jakoś szczególnie bliska.
Solo, ale z sukcesami
Artysta solo do dnia dzisiejszego wydał trzy pełne krążki i jako taki realizuje się w swojej co bardziej lirycznej odsłonie. W jego twórczości solo na próżno szukać ciężkich brzmień, wrzasków, krzyków i innych zabiegów znanych z Comy. Tym razem elementów znanych ze sceny rockowej jest mało, a w zamian tego otrzymujemy poetycko, teatralną mieszankę wizji artysty. Pamiętajmy też, że Roguc to zdobywca Fryderyków za najlepszy album rockowy w latach 2004, 2006, 2009, 2011 oraz Fryderyków za wokalistę roku 2011. Tak spora ilość tytułów zobowiązuje nie tylko do dawania z siebie absolutnego maksimum na scenie, ale także stałego doskonalenia się w zakresie muzyki. Nie można się dziwić zatem, że Rogucki odszedł w nieco inne klimaty, którym jakby nie patrzeć hołdował jeszcze nim występował na scenie z zespołem Coma. Może i ja się skuszę, by (kto wie) w końcu przekonać się do jego solowych dokonań.